Perspektywa upamiętnienia na szczeblu państwowym ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego i napiętnowania jego sprawców – czczonych przez pomajdanową Ukrainę jako bohaterów – wywołała prawdziwy szał nie tylko wśród ukraińskich, ale i polskich wybielaczy oraz sympatyków UPA. Dopiero teraz okazało się jak ich w Polsce jest wielu i że sympatia do nacjonalizmu ukraińskiego jednoczy ponad podziałami skonfliktowaną polską scenę polityczną.
7 lipca, kiedy Kresowianie manifestowali pod Sejmem w sprawie ustanowienia Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa OUN-UPA, „klasa polityczna” z prezydentem RP na czele podejmowała z najwyższymi honorami w tymże Sejmie ukraińską kryminalistkę i ideową spadkobierczynię morderców z UPA. Potem posypały się wiernopoddańcze „listy otwarte”. Najpierw był list „Do braci Ukraińców” salonu warszawsko-krakowskiego, z podpisami m.in. Wałęsy, Komorowskiego i Kwaśniewskiego. O wiele jednak ciekawszy jest kolejny „list otwarty” pt. „Apel do Polaków i Ukraińców. Nie dajmy się skłócić”, opublikowany prowokacyjnie 11 lipca. Czytamy w nim m.in.: „My niżej podpisani, apelujemy do Polaków i Ukraińców, aby nie ulegali jakimkolwiek prowokacjom i próbom podsycania wrogości między naszymi narodami i społeczeństwami (…). Nie dajmy się znowu skłócić. Tyle razy w naszej historii dochodziło do konfliktów podsycanych z zewnątrz przez siły wrogie Polsce i Ukrainie (co potwierdzają kolejne świadectwa). Kończyło się to dramatem narodów i śmiercią wielu niewinnych ludzi”[1].