Już po wojnie, po wielu latach, odwiedziłam ciocię Zofię Hasiak, raz jeszcze, mieszkała wtedy w Łańcucie, znowu odżyły wspomnienia z czasów wojny. Opowiadała wtedy, już na spokojnie tak: „Mój mąż Jan Hasiak był podoficerem w kawalerii we Włodzimerzu Wołyńskim. Podczas działań wojennych, począwszy od 1 września 1939 r. nie zginął, ale powrócił szczęśliwie z wojny i zamieszkaliśmy u jego rodziny, a było to k. Dominopola. Po zajęciu naszych terenów przez wojska sowieckie, trochę ukrywał się u swojej rodziny, ale niedługo. Niestety miejscowi Ukraińcy wykryli go i wydali w ręce zbrodniczej NKWD, było już niemal pewne, że jego los jest przesądzony.
Uczestnicy Międzynarodowego Rajdu Katyńskiego przybyli 22 września pod Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
1 września wyruszyli na Kresy Rzeczypospolitej, bo uznali za swój obywatelski obowiązek dotrzeć do miejsc, w których tysiące Polaków, posłusznych obywateli II RP, wykonało zarządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej o powszechnej mobilizacji i stanęło do walki z okupantem (najpierw niemieckim).
Świętowanie 27 kwietnia rocznicy powstania 14. Dywizji Grenadierów Waffen-SS „Galizien” („Hałyczyna”) jest już na Ukrainie od wielu lat nową świecką tradycją. Nie inaczej było w tym roku. Najbardziej hucznie świętowano oczywiście na zachodzie Ukrainy. We Lwowie odbył się „Marsz wielkości ducha”, zwany też „marszem wyszywanek” (tradycyjnych koszul ludowych)[1]. Natomiast w Iwano-Frankiwsku (Stanisławów) miał miejsce typowo nazistowski pochód z płonącymi pochodniami. Licznie uczestniczyli w nim członkowie Cywilnego Korpusu „Azow”, powiązanego ze zbrodniczym pułkiem ochotniczym „Azow” – taką współczesną dywizją SS-Galizien[2]. Co miały w tej sprawie do powiedzenia polskie media głównego nurtu? Nic. Nazyfikacja pomajdanowej Ukrainy jest faktem niewygodnym, więc się go w polskich mediach mainstreamowych nie zauważa.